Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

OPOWIEŚĆ PUŁKOWNIKA – szefa broni pancernej w południowym froncie ATO.

Jest to opowieść pułkownika armii ukraińskiej o jego spostrzeżeniach i przeżyciach podczas okrążenia przez Rosjan sił ukraińskich pod Iłowjańskiem. Pokazuje on stan ukraińskiej armii tak jaki on jest oraz ducha jej żołnierzy takim jakim on jest. Na zdjęciu nasz bohater ze swoim zdobycznym czołgiem T-72 B-3. Dla lepszego zobrazowania warunków działania wojsk ukraińskich pod Iłowjańskim umieszczam link z filmem z tego wydarzenia - http://cassad.net/tv/videos/1230/

 OPOWIEŚĆ PUŁKOWNIKA – szefa broni pancernej w południowym froncie ATO.
Byłem pod Iłowianskiem od samego początku operacji. 
10378536-833687140004917-744464395957966

Przybyliśmy tam z Marinki, razem z grupą bojową Wasilija Kowala w składzie 4 czołgów i 4 BWP-2 ze składu 17 brygady pancernej. Ta grupa była naszą główną siłą uderzeniową. Pojazdy bynajmniej nie były nowe. Dawno już skończył im się dopuszczalny resurs. Dlatego ja, jako technik wojskowy po każdym przejeździe brałem się osobiście za ich naprawę. 
Tak, ja sztabowy oficer, pułkownik. 
Ale u nas jest ostry brak wykwalifikowanych specjalistów i dlatego osobiście brałem w ręce narzędzia i zajmowałem się naprawą. Ten problem jest na u nas tyle poważny, że pojazdy będące na naszym uzbrojeniu, nie tylko już dawno przejechały zakładany resurs ale także pobiły wszelkie możliwe terminy ich konserwacji jakie zakłada instrukcja. Dla przykładu, zgodnie z instrukcją MO ZSRR, statystyczny okres konserwacji czołgów bez remontów kapitalnych to 15 lat. Nasze pojazdy przekroczyły ten termin półtorej razy. Stąd niezwykle potrzebni są specjaliści-technicy dla prowadzania bieżących remontów i napraw. Analogiczna sytuacja powstała nie tylko z zapewnieniem bieżącej sprawności pojazdów, ale także w sprawnym dowodzeniu tymi jednostki w polu. Do tego też potrzebni są profesjonaliści. A u nas po prostu był ich brak. 
Stąd wszyscy oficerowie sztabowi a nawet sam dowódca sektora „B”, generał Chomczak bezpośrednio dowodzili działaniami pod Iłowiańskiem. Generał-lejtnant dowodzący całym obszarem operacyjnym, często zmuszony był do kierowania osobiście działaniami różnych pododdziałów w sile niejednokrotnie batalionowej grupy taktycznej lub wzmocnionej kompanii. Stąd prawie wszyscy oficerowie zmuszeni byli działać na pierwszej linii bez wyjątku. Nie mieliśmy możliwości ściągania wojsk z innych odcinków frontu, stąd pod Iłowiańsk było ściągnięte wszystko co tylko miało jakąś wartość bojową. Inaczej byśmy się nie utrzymali. 

Sama operacja zdobywania Iłowiańska i współpracy pododdziałów była przeprowadzona zgodnie ze wszystkimi zasadami sztuki wojskowej i była poprawna taktycznie. Liczne drogi zaopatrzenia przeciwnika zostały odcięte. Ale liczba wozów bojowych będących w naszej dyspozycji była zbyt mała. Każdy czołg, każdy BWP-2 był liczony na wagę złota, a dowódca osobiście wyznaczał im pozycję i rozdzielał pomiędzy pododdziały. Terroryści atakowali prawie ciągle i z wielu stron, przy wsparciu czołgów i wozów bojowych. Do tego dochodziły ich nawały artyleryjskie. Nasze czołgi były wykorzystywane bardzo intensywnie, zaliczały liczne trafienia. Opisywana już była jedna sytuacja gdy podoficer Siergiej Isajew i kierowca-machanik Jewgienij Martyniuk mieli na tyle uszkodzony czołg, że dla przeładowania działa musieli wóz pod ogniem przeciwnika rozpędzać, a potem gwałtownie hamować, mimo to prowadzili walkę, aż ostatni żołnierz się wycofał pod osłoną ich ognia. 
Mogliśmy wziąć Iłowiańsk i okrążyć do końca Donieck, ale było nam potrzebne większe wsparcie. Dodatkowo powinniśmy ubezpieczyć i wzmocnić nasze tyły. A nie mieliśmy czym zabezpieczyć rejonu Starobieszewo - Kutiejnikowo. Przede wszystkim brakowało nam wozów bojowych. I nie licząc przerzucenia w nasz rejon ochotniczych batalionów MSW, których liczebność była nieduża i które nadawały się tylko do utrzymywania obrony, nie otrzymaliśmy żadnego wzmocnienia. A bez wsparcia czołgów i BWP trudno prowadzić intensywne i zaczepne działania bojowe. 

24-go sierpnia otrzymaliśmy informację o wtargnięciu rosyjskich wojsk. Generał Chomczak prosił o pozwolenie na natychmiastowe odejście spod Iłowajska, ale otrzymał rozkaz „trzymania się”. Wycofanie się zostało zabronione. Dlatego generał Chomczak przygotował nasze wojska do obrony okrężnej. Niestety z powodu chaotycznego wycofania się naszych sił z sektora „D” przez nasze pozycje, 5-ty i 9-ty batalion Obrony Terytorialnej opuściły bez rozkazu rejon Kutiejnikowa, przez co nasze tyły zostały całkowicie odsłonięte i nie obsadzone. Dopiero około godziny 16.00 nasi zwiadowcy pod dowództwem szefa wywiadu dowództwa ”Południe” dotarli w rejon Kutiejnikowa. Tam uruchomiliśmy pozostawiony przez naszych żołnierzy czołg ze składu albo 28-ej albo 30-ej zmechanizowanej brygady. W tym momencie został nawiązany pierwszy ogniowy kontakt z rosyjskimi wojskami. Nasz pododdział osłonowy w Kutiejnikowie zniszczył we wstępnym boju grupę zwiadowczą Rosjan. Osobiście widziałem zniszczony BMD i BTR. Obejrzeliśmy BMD - numery i znaki zabrudzone, ale maszyna była prawie nowa. 
W tym samym czasie, w drugim starciu niedaleko od Kutiejnikowa rozbita została szpica 98 Dywizji Powietrznodesantowej. Tam też wzięto w niewolę 10 rosyjskich żołnierzy, o których było głośno w mediach i którzy jakoby zabłądzili i przypadkowo przekroczyli granicę z Ukrainą. Nocą 24 sierpnia rozpoczęły się poważne walki - nasze pozycje zostały poddane huraganowemu ostrzałowi ciężkiej artylerii. Umocnienia polowe u nas były porządnie wykonane ale ciężka artyleria za pomocą bezpilotowych dronów rozbijała, te bądź co bądź improwizowane umocnienia. Ponieśliśmy duże straty w sprzęcie bojowym i logistycznym, zginęli też ludzie. Tym niemniej, nasza improwizowana grupa bojowa złożona w znacznej części z zawodowych wojskowych specjalistów za pomocą BWP zdobyła rosyjski czołg. Nie byłem uczestnikiem tej walki, ale zaraz mnie zaproszono dla obejrzenia trofeum. Załoga porzuciła czołg i uciekła razem z pozostałymi wozami rosyjskimi. Wlazłem szybko do czołgu i odkryłem że to najnowsza rosyjska modyfikacja T-72 B-3, która weszła na uzbrojenie armii rosyjskiej w 2012 roku. Specyfika tej wersji to termowizyjny celownik dowódcy i celowniczego czołgu typu „Sosna-U”. Celownik ten był uszkodzony naszym ogniem, ale był jeszcze w trybie roboczym. Poza tym czołg był w całości zdatny do użytku. Znaleźliśmy dokumenty czołgu z których wynikało że jest on własnością Federacji Rosyjskiej i nosi numer techniczny № 54096 i przynależy do 3 kompanii czołgów, 8 Samodzielnej Brygady Zmotoryzowanej. Dowódcą czołgu był młodszy sierżant Gonczar, a dowódcą kompanii Raszytow. Szybko przyjąłem ten czołg na uzbrojenie naszej grupy i sam poprowadziłem go na nasze pozycje gdzie został staranie zamaskowany. Później ten czołg w czasie przedzierania się do naszych linii nie raz uratował nie tylko moje życie, ale też życie wielu naszym żołnierzom. 
71xmqv3yuvk.jpg
Tego samego wieczora z Saur-Mogiły przebiła się do nas, przez linię rosyjskich wojsk, grupa naszych żołnierzy z 93 Brygady Zmechanizowanej na siedmiu BWP-2. W tym samym czasie nasza artyleria musiała opuścić nasz rejon obrony. Było to wynikiem przewagi rosyjskiej artylerii, która jak tylko nasza oddawała kilka salw, zaraz namierzała jej położenie za pomocą radarów artyleryjskich i nakrywała cały region nawałą artyleryjską kilku dywizjonów. Po kilku takich nawałach i poniesieniu znacznych strat, nasza artyleria musiała wyjść z rejonu walk. Zostały nam moździerze ale i do nich był ograniczony zapas pocisków, stąd szybko zostaliśmy bez amunicji. 
Jeszcze nocą 24-go sierpnia mogliśmy bez żadnych przeszkód opuścić pierścień okrążenia. Ale nie było rozkazu, więc nasze wojska spokojnie i bez paniki zaczęły się okopywać i przygotowywać do odpierania rosyjskich ataków. Choć oczywistym było, że bez obecności artylerii, dodatkowego wsparcia i znacznych zapasów zaopatrzenia nie mogliśmy się długo utrzymać pod Iłowajskiem.

Na oficerach i żołnierzach zrobił duże wrażenie fakt, że generał Chomczak został razem z nimi na pierwszej linii. Ta obecność powodowała, że nikt nie dopuszczał myśli o odwrocie i to pozwalało żołnierzom wytrzymać stały, masowy artyleryjski ostrzał, choć nie było to proste. Generał Chomczak ryzykował życie razem z nami. A kiedy opuszczaliśmy nasze pozycje, krajobraz jaki ujrzeliśmy był księżycowy. 25-go sierpnia o 15.00 na drodze Kutiejnikowo - Iłowajsk zauważono kolumnę rosyjskich wojsk – 16 wozów bojowych w tym kilka czołgów, która kierowała się na nasze pozycje celem ich ostrzelania. Zawiadomiono mnie o ruchach tej kolumny. Byłem jedyny, który miał ją w zasięgu. Ale zdobyczny czołg nie miał przydzielonej załogi. Dlatego usiadłem na miejscu kierowcy-mechanika i ruszyłem na zagrożony odcinek. Na pozycji blokującej drogę spotkałem nasze przeciwczołgowe działo „ Floret” (T-12A - 100mm) ze składu 2 przeciwczołgowej baterii 51-ej zmechanizowanej brygady. Przy sprzęcie stał sam dowódca batalionu Konstantyn Kowal. Później on też wyrwał się z okrążenia. Zapamiętałem też imię celowniczego. Ale do tej pory nie wyrwał się on z kotła pod Iłowiańskiem stąd nie będę opisywał ani jego, ani jego bohaterskiej i żołnierskiej postawy. Chłopcy na tej pozycji wykazali się pełnym profesjonalizmem i fachowością. Pierwszym strzałem zniszczyli MTLB – 6M, który jest na uzbrojeniu tylko rosyjskiej armii. W tym momencie zrozumiałem, że trzeba ich osłonić ogniem podczas przeładowywania armaty i oderwać uwagę Rosjan od naszej zasadzki. Szybko wyjechałem na drogę, przeskoczyłem na fotel dowódcy i otworzyłem ogień z karabinu maszynowego do nieprzyjacielskiej kolumny, której żołnierze zaczęli się rozbiegać. Miałem trochę strachu gdyż nie wiedziałem jak się zachowa z tyłu obsługa działa. Może ucieknie, a ja tu zostanę sam na otwartej przestrzeni bez żadnych szans? Ale chłopcy okazali się profesjonalistami, rozbili kolejne dwa pojazdy. Rosjanie otworzyli bezładny ogień i pod osłoną dymu trzech palących się wozów bojowych ukryli się porzuciwszy swoich zabitych i jednego ciężko rannego żołnierza. 
10352032-833687363338228-584041301679441
Kolumna okazała się częścią 31 Brygady Szturmowo- Desantowej. W późniejszym czasie przeciwnik przedsiębrał ataki w kierunku osiedla Rolnicze. Obmacywali nasze pozycje ale napotkawszy zorganizowany system ognia przestali się naprzód posuwać. W tym czasie aktywnie działali nasi zwiadowcy. 
Dysponowaliśmy dokładną informacją o rozmieszczaniu sił przeciwnika, na przedpolu stale działały aktywnie nasze patrole. Zwiadowcy walczyli po bohatersku - jedna z naszych grup, kod wywoławczy „Marynarzyk”, dokonała rajdu na tyłach przeciwnika, wyszło do walki na moim odcinku 9 żołnierzy, wróciło czterech. Walczyliśmy ale wykonywaliśmy rozkaz dowództwa ATO utrzymania pozycji. Wszystkie pozostałe nasze wojska na obszarze Kutiejnikowo - Starobieszewo odeszły. Swoimi słabymi siłami nie byliśmy w stanie te zaludnione miejscowości ani utrzymać, ani tym bardziej kontrolować. Korzystając z tego że nasza obrona była pozycyjna, przeciwnik głęboko obszedł nasze pozycje i posunął się na zachód około 25-30 kilometrów. Próby deblokowania naszych pozycji przez nasze niewielkie pododdziały ukraińskie okazały bezskuteczne. Ataki ich zostały odparte. 

Wiedzieliśmy o tym i rozumieliśmy, że innej pomocy nie będzie. Amunicji zostało na 1-2 dni walki i w ciągu tego czasu nasza sytuacja mogła się tylko pogorszyć się. Dlatego generał Chomczak zdecydował aby się przebić z okrążenia. W tym czasie przeprowadzałem z żołnierzami prace remontowe w ich wozach bojowych, z dwóch-trzech maszyn składaliśmy jedną sprawną. Przed tym zanim zniszczyliśmy na stanowisku dowodzenia systemy tajnej łączności słyszałem jak jakiś dowódca mówił, że grupa musi przerywać się w kierunku północnym na Iłowiansk - Charczyńsk. To bardzo mnie zdziwiło (bo szturmowaliśmy ten kierunek od kilku dni bez skutku) ale w tym czasie nie było opracowanych żadnych wariantów przebicia się przez okrążenie. Wiedzieliśmy tylko, że musimy się posuwać w kierunku Starobieszewa pod dwóch drogach tam prowadzących. Te drogi jak wiedzieliśmy były szczelnie zablokowane przez rosyjskie wojska. 
Zaproponowaliśmy, że wydamy Rosjanom jeńców w Starobieszewie jeśli przepuszczą nasza kolumnę. Rosyjskie dowództwo oświadczyło, że zgadza się utworzyć przejście dla naszego ugrupowania, i że zostało to potwierdzone przez naczelne polityczne kierownictwo Rosji i Ukrainy. Postanowiliśmy zatem posuwać się dalej w składzie dwóch kolumn. Jednak rankiem 28 sierpnia rosyjscy oficerowie zaczęli wszelkimi sposobami opóźniać wyjście naszych kolumn. Później zrozumiałem, że to była pułapka. Przeciwnik pod pretekstem pertraktacji umacniał swoje pozycje na planowanej trasie przejazdu naszych kolumn. Sformowaliśmy dwie kolumny. W skład każdej wchodzili oficerowie sztabu operacyjnego dowództwa „Południe” z generałem Chomczakiem na czele. 
W skład pierwszej kolumny wchodziły 4 czołgi, w naszej kolumnie były 2 czołgi. Były to siły bardzo niewielkie. Naszą kolumnę prowadził podpułkownik Graczow, miała ona posuwać się po linii Mnogopolje - Nowojekatierinowka. Okazało się, że na trasie całego naszego przemarszu przeciwnik obsadził silnie umocnione pozycje czołgami i desantowymi Bojowymi Wozami Piechoty. Siła ognia tych wozów bojowych mogła zmieść każdy pododdział wojskowy. Zdziwiony jestem informacją jakoby jakąś kolumnę porzucili oficerowie lub dowódcy. To obraźliwe kłamstwo. Wszyscy, którzy przedzierali się w kolumnach ryzykowali życie absolutnie jednakowo. 
Podczas operacji przerwania okrążenia w sposób bohaterski zginął jeden z naszych najlepszych oficerów - dowódca brygady łączności. Wielu oficerów dostało się do niewoli. Sztab sektora „B” szedł do walki z bronią w ręku jak prości żołnierze. Oficerowie walczyli i ginęli tak samo jak żołnierze-ochotnicy z batalionów terytorialnych. Mój T-72 szedł jako drugi w kolumnie. Miałem szczęście w skład mojej załogi weszli bohaterowie z 17 brygady, o których wspomniałem wcześniej przy okazji walk w Iłowiańsku - Siergiej Isaj i Jewgienij Martyniuk. Celowniczy ich czołgu był ranny i został ewakuowany na tyły wcześniej. Oni sami, mimo odniesionych ran odmówili ewakuacji i zostali przy uszkodzonej maszynie. I oto dla tych bohaterów znalazł się nowy czołg. Zająłem miejsce celowniczego i poszliśmy się przebijać. Wkrótce po wyjściu naszej kolumny z rubieży wyjściowej zawiązała się walka. Przez cztery doby przebijaliśmy się przez głęboko urzutowaną obronę przeciwnika. 
Nie mieliśmy wsparcia artylerii. Raz zobaczyłem jakieś wybuchy ale ogień ten był rzadki i nie dokładny a ponadto otworzyli go zbyt późno. Pomocy lotnictwa nie widziałem. Raz tylko zobaczyłem parę naszych samolotów i to wszystko. Posuwaliśmy się naprzód polegając na własnym manewrze i ogniu. Zadaniem mojego czołgu było iść jak taran, pokrywać stanowiska przeciwnika ogniem i skupiać na sobie jego uwagę, tak aby reszta kolumny mogła przejechać. Ogień przeciwnika był bardzo gęsty, strzelano do nas ze wszystkich stron. Aż dziw, że ocaleliśmy z takiego piekła. Uratował nas poziom bojowego wyszkolenia i niezwykłe mistrzostwo kierowcy - mechanika Jewgienija Martyniuka. Prowadził on maszynę stale manewrując, wykorzystywał każdą fałdę terenu zza, której można było prowadzić ogień, nigdy się nie zatrzymywał często wychodząc spod celnego ognia przeciwnika. Otrzymaliśmy mnóstwo trafień, mimo to cały czas odpowiadaliśmy ogniem karabinu maszynowego i działa. Staraliśmy się przygaszać już pierwszymi strzałami punkty ogniowe Rosjan, które się odzywały, wyprzedzać ich reakcje, nie dawać się wstrzeliwać w naszą kolumnę. Wychodziło nieźle. Na naszym czołgu przeciwnik skupiał ogień. Drugi z czołgów został wkrótce zniszczony ale nam udawało się wychodzić z opresji cało. Jaki był wynik naszego działania? 

1932589-833687586671539-3748707885727218

Z całą pewnością widziałem zniszczenie jednego BWP przeciwnika, który zapalił się i eksplodował. Dwa inne BWP były na pewno celnie trafione ale trudno mi jest notować wszystkie wyniki moich działań. Nie było czasu na to by obserwować ich skutki. Staraliśmy się przede wszystkim zgasić wszystkie punkty ogniowe przeciwnika ale Rosjanie okopali się i mieli nad nami tą przewagę taktyczną. W ten sposób pod nieustającym ogniem przeciwnika udało się nam przebyć koło 22 kilometrów. W tym czasie nasz czołg był trafiany wielokrotnie, zaczęła kończyć się amunicja. Na końcu spotkaliśmy umocnioną pozycje Rosjan położoną na dwóch przeciwległych wzgórzach, pomiędzy którymi wiodła nasza droga odwrotu. Musieliśmy się przedrzeć między nimi. Obróciłem wieżę na jedno z tych wzgórz. Wtedy otrzymaliśmy trafienie w burtę z drugiego wzgórza. Tam był okopany po wieżę czołg, którego trudno było mi trafić z racji konta strzelania. W wyniku wcześniejszego ostrzału wszyscy byliśmy poranieni odłamkami które powstawały we wnętrzu czołgu po każdym poważniejszym trafieniu. W całości mieliśmy już rozbite przyrządy obserwacyjne i celownicze. Prawie już udało się nam przebić ale to celne trafienie z czołgowego działa czołgowego wyłączyło maszynę z akcji. Czołg nagle zgasł i Martyniuka gwałtownie rzuciło na przyrząd obserwacje które bardzo silnie potłukły mu głowę. Pod osłoną ognia karabinu maszynowego wyjąłem Jewgienija z czołgu. Założyliśmy mu opatrunek. Na szczęście oczy miał całe mimo licznych ran wokół nich. Naprawić czołgu swoimi siłami nie mogliśmy musieliśmy go porzucić. Siergiej miał kałasznikowa ale mój, na skutek uszkodzeń mógł strzelać tylko pojedynczymi strzałami. Został w czołgu pogięty odpryskującymi z wnętrza odłamkami. Uratowało nas pole słoneczników i parów, który zasłonił nas od przeciwnika. Dzięki nim w dalszej drodze ominęliśmy wszystkie patrole i zasadzki Rosjan i przebiliśmy się do swoich linii. Znaleźliśmy się w szpitalu gdzie opatrzono nam nasze rany.

Po paru dniach wróciłem na służbę, trwa wojna i trzeba być na swoim posterunku, gdyż zadań jest bardzo wiele. Podsumowując bitwę o Iłowajsk mogę powiedzieć tak: walczyłem wśród bohaterów i jestem bardzo wdzięczny wszystkim, którzy wykazali się męstwem i walczyli do końca. Tchórzy pod Iłowajskiem nie widziałem. Widziałem za to jak tłukliśmy rosyjskie wojska i jak uciekali oni się na wszystkie strony. Możemy obronić naszą Ojczyznę przed rosyjską agresją. Ale w tym celu niezbędny jest profesjonalizm - na wszystkich poziomach działań obronnych. Na poziomie dowództwa, na poziomie mobilizacji, na poziomie wyposażenia, wywiadu, współdziałania, technicznego uzbrojenia i zaopatrzenia. My mamy zobowiązane walczyć i zwyciężyć dla świętej pamięci tych chłopców, z którymi szliśmy do walki pod Iłowajskiem. Dla tych którzy się przebili i dla tych którzy tam zostali na zawsze… 

Tłumaczenie wolne.
Data:
Kategoria: Świat
Tagi: #

Piotr Śmielak

Piotr - https://www.mpolska24.pl/blog/piotr1

Z wykształcenia historyk. Z zawodu manager. Od dziecka pasjonat wojska. Obecnie oficer rezerwy i doradca w branży spożywczej.

Komentarze 3 skomentuj »

Ładna bajka dla naiwnych młodych Ukraińców ku pokrzepieniu serc. Ten gostek pisze tak, jakby pisał scenariusz do 4 pancernych i psa. Na jaki okres czasu wystarczy czołgowi zapas amunicji do armaty i karabinów maszynowych? A on rzekomo zdobycznym T-72 jechał i walczył 4 dni. Skąd miał amunicję, paliwo itp? Podobnie te inne bajki o bohaterstwie jego i jego kolegów. Oficer sztabowy naprawiał czołgi co najwyżej we śnie. Czołgi naprawiają mechanicy z wyszkoleniem, a nie sztabowcy, którzy nie mają żadnego doświadczenia. Pokonywali ruskich jak jacyś Rambo, dziwne tylko, że nie dojechali do Moskwy i jej nie zdobyli.

jazmig ty chłopie chyba nigdy nie byłeś w wojsku, bo to co tutaj wypisujesz jest poniżej krytyki i świadczy albo o twojej totalnej ignorancji w kwestii wojskowości albo o twoim poziomie intelektualnym (wolę myśleć,że to pierwsze). Ja jestem od czterech lat na emeryturze, ale byłem blisko 20 lat w czynnej służbie i zakończyłem ją na stanowisku szefa sztabu dywizjonu. Oczywistym jest, że jest to tekst propagandowy, jak napisałeś "ku pokrzepieniu serc", ale resztę twoich wywodów można o kant d* rozbić. Po pierwsze działała tam grupa operacyjna, która ma swoje zaopatrzenie i na pewno pozwalało ono na prowadzenie boju przez cztery dni (przypominam, że pociski do armaty czołgu T-72 o kalibrze 125 mm niczym nie różnią się w czołgach ukraińskich jak i rosyjskich). Więc jeśli mieli w swojej grupie bojowej czołgi typu T-72 to mieli też zapas amunicji oraz paliwo. Po drugie o jakich mechanikach specjalistach w wojsku opowiadasz chłopie. Najlepszymi specjalistami od sprzętu bojowego są właśnie oficerowie (przynajmniej jeśli chodzi o nasze wojsko). Przez lata mojej służby nie spotkałem lepszego specjalisty od sprzętu (PRWB OSA-AK) od majora - szefa sekcji S-2 Pułku, aktualnie będącego dowódcą batalionu (który, będąc dowódcą, dalej naprawia sprzęt). Po jaką cholerę wypowiadasz się w temacie o którym nie masz bladego pojęcia?????

Jazmig... Są takie chwile, że lepiej się nie odzywać żeby nie robić z siebie idioty ! Gdybyś się wypowiadał pod własnym nazwiskiem twoja rodzin mogłaby być z ciebie dumna. Co ty wiesz o braterstwie broni kolego ? Grałeś w strzelanki i pierdziałeś w stołek ?

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.